Żeby być dobrze zrozumianym...
Jestem przeciwny wojnie z natury rzeczy, jestem przeciwny zabijaniu, (choć tak prawdę mówiąc, co do kary śmierci mam eufemistycznie to nazywając, uczucia mieszane”).
Nie jestem pacyfistą w klasycznym rozumieniu tego słowa. Co więcej wiem jak smakuje w ręku broń i wiem, jakie potrafi zrobić wrażenie na przeciętnym cywilu. Wiem jak świszczą kule i to nie tylko te na poligonie, również te wystrzeliwane w pewnym mieście w 1970 roku, ale nie to jest ważne.
Nieraz w życiu trzeba pogodzić się z pewnymi rzeczami tylko po to, aby inne ważniejsze (niekiedy tylko pozornie, jak pokaże przyszłość) mogły zaistnieć. To, kto o tym decyduje, to już temat na zupełnie inny felieton.
Świat nie jest biało-czarny lub jak kto woli zero-jedynkowy. Większość rzeczy nie jest oczywista (z wyjątkiem może religijnych abstraktów, a i to nie jest wcale bezdyskusyjne), praktycznie nie ma ideału, zarówno dobra (pozytywu) jak i zła (negatywu). Większość zależy od sposobu ich postrzegania, kultury, w której przyszło żyć, indywidualnej wrażliwości i wielu, ale to wielu jeszcze innych czynników, że religię lub wyznawany światopogląd, jako te najważniejsze wymienię.
I w tym wszystkim porusza się mały człowiek”. Ułomny, ani święty, ani przeklęty, ani na wskroś dobry i ani przesadnie zły, i ma to wszystko ogarnąć.
Pomimo klasycznego braku zero-jedynkowości, wbrew braku oczywistej oczywistości” jak mawiał był pewien znany polityk, świat jest bardzo spolaryzowany, przynajmniej w pewnych jego aspektach i strukturach. Są dobrzy i są źli, są agresorzy, są i ich ofiary, są ciemiężeni i są ich ciemiężyciele...
Abstrahując znów od klasycznych zer i jedynek można powiedzieć, że ciągle ścierają się przeciwieństwa, ale przeciwieństwa niejednoznaczne lub ściślej to nazywając niejednoznacznie oczywiste. I tak np. dla pewnych kręgów byliśmy dla Zaolzia, jako państwo, agresorem, dla innych oczekiwanym wyzwolicielem, dla jednych byliśmy istnym wcieleniem zła, dla innych wspaniałą personifikacją dobra. Zresztą podobna sytuacja jest z wyzwoleniem, zdobyciem” Szczecina. Dla jednych 1945 rok to wyzwolenie lub inaczej zwąc, nowy początek pewnych historycznych zaszłości, dla innych to zdobycie lub koniec istnienia dotychczasowego porządku rzeczy. I idąc dalej... Oczywista oczywistość” przestaje być oczywista, a brnąc jeszcze głębiej dochodzimy do granicy, gdzie sprawca przestaje być lub nie zawsze do końca jest sprawcą, a ofiara nie jest nią jednoznacznie i bezwarunkowo. I gdyby tylko na tym się kończyło – pół biedy...
Ale nie, najczęściej giną przy tym właśnie Ci mali ludzie” i marnowany jest dorobek ich życia. I to w tym wszystkim jest najsmutniejsze, i to stanowić powinno powód do zadumy, refleksji, zamyślenia...
Nie zawsze są tam z własnej, nieprzymuszonej woli, nie zawsze są agresorem, często gonili za chlebem, może pozornie łatwiejszym, może to ich styl życia, może nie mieli innego wyjścia, może tam po prostu wykonywali swoje obowiązki i w pewnym momencie stanęli na drodze, która nie była ich drogą...może...
Ale gdy już ich zabraknie, nie wnikajmy w to, dlaczego tam byli, złóżmy im uszanowanie, jakie należy się każdemu z racji przynależności do naszego gatunku. I niech odpoczywają w pokoju...